21.02.2016

Rozdział 55

- Zanim mi przerwiesz, proszę daj mi się wytłumaczyć – Justin zaczął, od razu kiedy tylko zamknęłam za nami drzwi mojego pokoju. - Zachowałem się jak dupek i jestem głupi, że w ogóle dałem się przekonać na picie.. To nasze pierwsze oficjalne wyjście, a ja całkowicie spieprzyłem sprawę. Wiesz, że gdybym trzeźwo myślał to nigdy bym nawet nie próbował się do ciebie dopierać. Cholernie żałuję tego, że to się stało. Obiecałem ci dać przestrzeń i czas i spieprzyłem wszystko. Teraz nawet nie chcesz ze mną rozmawiać i doskonale cię rozumiem, ale kocham cię Melodie i nie mogę tego tak po prostu zostawić. Zrobię wszystko byś mi wybaczyła i znów zaufała. Powiedz tylko co, a ja zrobię to nawet jeśli będzie to całkowicie upokarzające i niszczące cały mój wizerunek. Zrobię to – mówił, patrząc mi w oczy. Wziął moje dłonie w swoje. - Nie mogę cię stracić, Melodie.
Przyglądałam mu się i widząc jak szczere jest to co mówi moja wszystkie zmartwienia odeszły, wiedziałam, że bardzo tego żałuję i teraz już będzie się pilnował. Nagle cały ten czas, kiedy starałam się odseparować od niego był jedną wielką głupotą. Tak bardzo za nim tęskniłam.
- Nie stracisz mnie – szepnęłam i zrobiłam krok w przód, aby następnie go przytulić. - Potrzebowałam trochę samotności, aby wszystko przemyśleć, ale to była głupota – spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. - Tęskniłam za tobą.
- Już nie jesteś zła? - zapytał zdziwiony. - Dlaczego mi wybaczyłaś? Myślałem, że..
- Widzę, że tego żałujesz i że przez cały czas ci na mnie zależy. Szkoda, że zrozumiałam to tak późno – westchnęłam cicho, przypominając sobie to co mówił po przyjściu tutaj. Wyjeżdżasz?
Chłopak skinął głową i wzmocnił uścisk, składając pocałunek na mojej głowie.
- Moja młodsza siostra ma za dwa dni urodziny i nigdy by mi nie wybaczyła tego, że się nie pojawiłem.
- No tak, nie możesz jej zawieść – uśmiechnęłam się, odsuwając się od niego, abyśmy mogli się dobrze widzieć. - Masz już dla niej prezent? - zapytałam po chwili.
- Nie mam pojęcia co jej kupić – pokręcił głową wzdychając. - Chyba po prostu poproszę jej mamę, żeby coś dla niej ode mnie kupiła.
- Żartujesz sobie ze mnie? Justin to powinno coś być od serca. Nie może ktoś tak po prostu kupić za ciebie prezentu. Ja nawet mam już pomysł co takiego mógłbyś dla niej zrobić.
- Nie mam zamiaru za nic się przebierać, ani wyskakiwać z tortu – odparł poważnie, celując we mnie palcem wskazującym. - Nie ma mowy.
- Nie o tym myślałam – przewróciłam oczami rozbawiona. - Napisz dla niej piosenkę i zaśpiewaj ją na jej przyjęciu. To na pewno bardziej ją ucieszy od czegokolwiek innego. Możesz jej też coś dokupić, ale myślę, że i tak piosenka będzie najlepszym prezentem na świecie. Później mógłbyś ją nagrać w studiu, nagrać na płytę, aby mogła jej słuchać, kiedy tylko zechce. To byłoby cudowne!
- Myślisz, że by się jej spodobało? Wiesz jakie są dzieci, lubią bardziej zabawki niż coś takiego.
- Uwierz mi, twoja malutka siostrzyczka dorasta i o wiele bardziej jej się to spodoba – uśmiechnęłam się.
- Może chciałabyś mi pomóc ją napisać? - objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie.
- Nie ma mowy, to piosenka od ciebie – zaśmiałam się i musnęłam jego usta. - Coś prosto z twojego wielkiego serduszka – położyłam dłoń, w miejscu w którym znajduje się jego serce.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem – odparł zagadkowo.
- Warunek? Myślałam, że kochamy się bezwarunkową miłością – zażartowałam.
- Melodie, leć ze mną na urodziny Jazzy – powiedział poważnie z nadzieją na moją zgodę.
- Ale.. Przecież to jest impreza rodzinna, nie możesz tak po prostu przyprowadzić kogoś kogo nawet nikt z twojej rodziny nie zna. Nie mogę tak po prostu się wprosić na jej urodziny.
- Melodie, bardzo chcę cię z nimi poznać, a to byłby najlepszy moment. Wszyscy będą tobą zachwyceni. Jesteś moją dziewczyną i chcę byś była częścią wszystkiego co kocham, a rodzina jest moim priorytetem. Proszę zgódź się. Obiecuję, że tego nie pożałujesz.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.. - szepnęłam, chcąc spróbować odwieść go od tego pomysłu.
- Spójrz na to też w ten sposób. Dzięki temu będziemy mogli spędzić więcej czasu razem – powiedział i przybliżył się, aby zacząć składać pocałunki na moich ustach, a pomiędzy każdym muśnięciem szeptał ciche „proszę”, co było naprawdę urocze.
- Dobrze, zgoda! - powiedziałam, chichocząc. - Pojadę tam z tobą.

***

To jedno wielkie wariactwo! W przeciągu zaledwie jednego dnia załatwiłam sobie wycieczkę do Kanady na urodziny siostry mojego chłopaka. Mówiąc ja, mam na myśli upartego bruneta, który nieugięcie przekonał moich rodziców i menadżera na weekendowy wyjazd. Tak więc w sobotę rano razem wylecieliśmy z Nowego Yorku wynajętym prywatnym samolotem. PRYWATNYM SAMOLOTEM! To czyste wariactwo, a ja wciąż czuję się jakbym śniła. Kiedy moje życie aż tak bardzo się zmieniło? Jeszcze kilka miesięcy temu jeździłam metrem, publicznymi autobusami i innymi miejskimi środkami transportu, a teraz? Limuzyny, drogie wynajęte samochody, prywatne samoloty. Większość ludzi z pewnością byłoby tym wszystkim zachwycona i ja też jestem. To niesamowite i naprawdę nie mam zamiaru narzekać, ale mimo wszystko czasami to wszystko jest bardzo przytłaczające. Ostatnio z przyzwyczajenia zamiast zamówić taksówkę, ja po prostu poszłam na przystanek autobusowy, aby pojechać do centrum autobusem. Kiedy do niego wsiadłam wszyscy większość ludzi w autobusie wpatrywało się we mnie jakbym była arcydziełem sztuki. Starałam się to zignorować, ale po chwili zapanował chaos. Młodzież zaczęła przepychać się przez ludzi, aby tylko znaleźć się jak najbliżej mnie. Wszędzie słyszałam odgłosy robionych zdjęć. Kierowca poprosił mnie, abym wysiadła, ponieważ to ja zakłócam spokój podczas jazdy. Niestety nie udało mi się wysiąść samej. Grupa ludzi zebrała się obok mnie chcąc zrobić sobie ze mną zdjęcie. To było w pewnej części urocze i kochane, ale nie obyło się bez komentarzu na temat mojego związku z Justinem. Na szczęście uratował mnie stamtąd James. Od tamtej pory już wiem, że moja kariera zwykłej nastoletniej uczennicy się skończyła.
- O czym myślisz? - zapytał Justin, siedząc na siedzeniu obok podczas jazdy do domu jego ojca tuż po wylądowaniu.
- O niczym konkretnym – szepnęłam. - Po prostu.. to wszystko jest takie dziwne, nowe i staram się do tego przyzwyczaić.
- Do sławy, tak? - przyglądał mi się, głaskając dłonią moje ramie.
Skinęłam jedynie głową i oparłam ją na jego ramieniu. Przymknęłam na chwilę oczy i odetchnęłam.
- Nie spodziewałam się, że to stanie się tak nagle. Zazwyczaj nowe artystki potrzebują czasu na wypromowanie siebie i swojej muzyki. U mnie to poszło znacznie szybciej, nie miałam czasu na to by przestawić się na to wszystko i teraz mimo że jest to bardzo ekscytujące to bywa też ciężko. Wiesz normalne rzeczy, które kiedyś tak po prostu robiłam są teraz niemożliwe. Jak długo zajęło ci przyzwyczajenie się do tego?
- Nie wiem czy da się do tego przyzwyczaić. Niektóre sytuacje, za każdym razem są tak samo trudne jak na samym początku, ale będzie lepiej, a teraz koniec myślenia o tym. Dzisiejszy dzień ma być dobrym dniem co oznacza wyrzucenie z myśli wszystkich zmartwień.
- Może pomożesz mi w tym w jakiś fajny sposób? - zapytałam, otwierając oczy. - Byłeś dzisiaj tak zajęty, że nawet nie dałeś mi buziaka – zaśmiałam się. - Nigdy nie widziałem cię aż tak przejętego i podekscytowanego.
- Nic nie mogę na to poradzić – zawtórował mi śmiechem. - Bardzo chciałem by moja rodzina cię poznała, a do tego jeszcze cała ta piosenka dla Jazzy wyszła mi tak świetnie, że nie mogę się doczekać, aż jutro ją usłyszy.
- A mówiłeś, że nie dasz rady jej sam napisać – pokręciłam głową. - Twórca największych hitów nie byłby w stanie napisać piosenki dla swojej młodszej siostry. To aż zabawnie brzmi.
- Wiem, wiem. Chyba po prostu spanikowałem czy coś. Chciałem by to było coś niezwykłego.
- Justin, chciałeś by ktoś kupił za ciebie ten prezent. To miało być coś niesamowitego?
- Dokładnie. Ja jestem beznadziejny w prezentach i wiem, że inni zrobiliby to o wiele lepiej ode mnie.
- Ale..
- Tak, wiem. Prezenty powinny iść od serca i być całkowicie ode mnie. Już nigdy nie pozwolę komuś wybrać za mnie jakiegokolwiek prezentu, obiecuje – odparł, przykładając dłoń do swojej klatki piersiowej. - Z ręką na sercu.
- Twoja rodzina wie, że przyjadę z tobą? - zapytałam, wyglądając za okno.
- Nie, chciałem im zrobić niespodziankę – odparł. - Jesteśmy na miejscu – powiedział po chwili, uśmiechając się. - Będą zachwyceni tobą zobaczysz.
Nasz samochód zatrzymał się na dużej posesji. Jeśli mam być szczera, spodziewałam się zwyczajnego rodzinnego domu z ogródkiem, ale ten dom nie wiem czy mogę do takiego zaliczyć. Ten dom był ogromny, a ja widząc go poczułam się bardzo nieswojo. Oczywiście rodzina Justina na pewno po jego sukcesie nie jest biedna, ale po prostu spodziewałam się czegoś innego. Jak do tej pory ani przez chwilę się nie stresowałam, ale teraz to mnie uderzyło. Mój brzuch przeżył solidny cios przez co nie mogłam przez chwilę się ruszyć z miejsca. Wiem, że nie poznam dzisiaj obojgu rodziców Justina, ponieważ są oni po rozwodzie, ale mimo to, że mam poznać jedynie jego tatę to sprawia, że mniej się stresuje.
Justin ujął moją dłoń i posłał mi uspokajający uśmiech. Odwzajemniłam go mimo wszystkich emocji buzujących we mnie i dałam mu się poprowadzić w stronę drzwi wejściowych. Zanim doszliśmy do schodów prowadzących na werandę, z domu wybiegła dwójka rodzeństwa Justina. Szczęście pryskało z nich, kiedy biegły w naszą stronę. Justin puścił moją dłoń i przykucnął, aby oboje mogli go przytulić. Cała scena była tak kochana, że wszystkie moje zmartwienia nagle zniknęły. Dzieciaki jeszcze przez chwile trzymały bruneta w uścisku i kiedy w końcu go puściły, mogłam zobaczyć jak cała trójka szeroko się uśmiecha.
- Obiecałem, że przyjadę – powiedział Justin, czochrając zaczepnie Jazzy po włosach. - Nie mógłbym przepuścić urodzin mojej małej siostrzyczki.
- Nie jestem mała! - krzyknęła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej, co w jej wydaniu było naprawdę urocze.
- No tak, tak jesteś już dużą dziewczynką – zaśmiał się, składając pocałunek na jej czole.
Zachichotałam cicho i przeniosłam swój wzrok na chłopca stojącego obok nich. Nawet nie zauważyłam, że bacznie mi się przygląda zaintrygowany.
- Kim jesteś? - zapytał, przerywając rodzeństwu ich rozmowę.
Justin podniósł swój wzrok i spojrzał na mnie. Podniósł się na równe nogi i wziął mnie za rękę.
- To jest moja dziewczyna Melodie – powiedział, nie przestając się uśmiechać. - Melodie to mój brat Jaxon i siostra Jazzy – przedstawił ich, a Jazzy wyciągnęła w moją stronę swoją malutką dłoń.
Uścisnęłam ją, nie mogąc przestać się uśmiechać, ponieważ ta dwójka była tak bardzo urocza, że nie mogłam przestać się nimi zachwycać.
- Wyglądasz jak księżniczka, chciałabyś zobaczyć mój pokój? - zapytała Jazzy z uśmiechem, poprawiając swoją sukienkę.
- Nie! Justin i Melodie pójdą się teraz ze mną pobawić! - krzyknął Jaxon, podchodząc do mnie i biorąc mnie za rękę. - Będziesz mogła pobawić się moją nową figurką – powiedział, ciągnąc mnie za sobą do drzwi.
- Dzieciaki, a może zapytacie się najpierw Melodie czy jest głodna, spragniona albo zmęczona, co? - przerwał im Justin, będąc rozbawiony całą sytuacją. - Melodie musi poznać jeszcze tatę – przypomniał im. - Zjemy razem obiad, a później będziemy się wszyscy razem bawić, co wy na to?
Oboje skinęli głowami i pobiegli do domu, wołając głośno swojego tatę. Spojrzałam na Justina, a on uśmiechnął się do mnie, obejmując mnie ramieniem w talii.
- Mówiłem ci, że cię polubią – zaśmiał się, a następnie pochylił się w moją stronę i musnął ustami delikatnie mój policzek. - Chodźmy do środka.
Po przejściu przez próg domu, rozejrzałam się dookoła. Wnętrze domu nie było niczym ekstrawaganckim, albo bardzo nowoczesnym. Wszystko wspólnie tworzyło rodzinną atmosferę, w której wiesz, że będziesz się dobrze czuć. Na korytarz wyszedł postawny mężczyzna, który musi być jego ojcem. Uśmiechnęłam się mimowolnie, zauważając, że jego styl w pewnym stopniu przypomina styl Justina. W końcu jaki ojciec taki syn.
- Cześć tato – powiedział Justin, wychodząc na przód i witając się z ojcem.
- Justin, nie mogliśmy się już doczekać aż przyjedziesz – powiedział odwzajemniając jego uścisk. Tuż po tym jak się odsunął spojrzał w moją stronę. - Nie spodziewaliśmy się, że zabierzesz kogoś ze sobą.
- Tato chciałbym byś poznał moją piękną dziewczynę Melodie Rose – przedstawił mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę, abym się do nich zbliżyła.
- Dzień dobry, bardzo miło mi pana poznać – powiedziałam nieśmiało, biorąc chłopaka za rękę, aby mógł przyciągnąć mnie bliżej siebie.
- Mi również miło cię poznać. No Justin, muszę przyznać w końcu przyprowadziłeś jakąś porządną dziewczyną – zaśmiał się, a Justin mu zawtórował kręcąc głową.
- Nie śmiej się ze mnie! Musiałem do tego dorosnąć.
- Szkoda, że mnie nie uprzedziłeś – powiedział, spoglądając na drzwi. - Kilka osób pytało się czy przyjeżdżasz na urodziny Jazzy i teraz jak jest tutaj Melodie może to być w pewnym stopniu niezręczne.
- Annie? - zapytał, a jego uśmiech lekko zbladł.
- Kim jest Annie? - zapytałam, przyglądając im się.
- Znajoma, której raczej nie chciałabyś poznać – mruknął, spoglądając zagadkowo na tatę. - Może pójdziemy coś zjeść? Umieramy z głodu.
To by było na tyle. Przez kolejne kilka godzin nie udało mi się niczego dowiedzieć o nielubianej Annie, która nie powinna wiedzieć, że Justin przyjechał. Podejrzewam, że to jedna z jego „dziewczyn”, ponieważ jakby tak nie było to dlaczego miałabym powód by nie chcieć jej poznać. Nienawidziłam być w sytuacjach takich jak ta. Wolałabym wiedzieć na co powinnam być przygotowana, a życie w nieświadomości jest do dupy. Przecież doskonale wiem, że Justin miał życie przede i mną i nie musi ukrywać tego, że był z jakąś tam Annie. Przeżyję to, naprawdę nie będę płakać w poduszkę przez to, że mój chłopak miał dziewczynę. To byłoby całkowicie żałosne, a ja do tego stopnia jeszcze nie doszłam. Dźwięk przychodzącej wiadomości wyrwał mnie z moich myśli. Siedzieliśmy aktualnie w salonie i rozmawialiśmy z jego tatą Jeremym. Właściwie to oni rozmawiali, a ja wciąż myślałam o dziewczynie, której imienia miałam już serdecznie dość. Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i spojrzałam na nową wiadomość.

Od: Isabelle
I jak tam? Opowiadaj! Poznałaś już jego rodzinę??

Do: Isabelle
Tak, to naprawdę świetni ludzie i wszystko byłoby świetnie gdyby nie przeklęta ANNIE...........

Od: Isabelle
Annie? Kto to? Jakaś kuzynka Justina?

Do: Isabelle
Właśnie w tym problem, że nie wiem! Tato Justina wspomniał, że gdyby wiedział, że przyjeżdżam to nie mówiłby jej, że Justin przyjedzie, ponieważ ja raczej nie chciałabym jej poznać. Zapytałam kim jest Annie i wciąż nie dostałam odpowiedzi. ZWARIUJE!

Od: Isabelle
Ej nie przejmuj się tak. Może to nikt ważny. To pewnie jakaś była, która wciąż nie może się pogodzić z ich rozstaniem. Nie możesz od razu bezsensownie panikować. Ciesz się z czasu z Justinem i jego rodziną, zamiast marnować czas na jakąś Annie.

Podczas odpisywania na tą wiadomość dzwonek zadzwonił do drzwi, a ja uniosłam swój wzrok na Justina.
- To pewnie kurier, za chwilę wrócę – powiedział Jeremy, wstając z fotela. Ruszył do drzwi, a Justin przeniósł swoją uwagę na mnie.
- Jesteś nieobecna, coś cię gryzie? - zapytał, przyglądając mi się z troską. Wziął jeden z kosmyków moich włosów, który przesłonił mi widok na niego i założył go za moje ucho.
- To nic, po prostu cały lot mnie zmęczył – odparłam pół prawdą, a następnie musnęłam delikatnie jego usta. - Nie masz się o co martwić, to nic takiego.
- Może chciałabyś się na chwilę zdrzemnąć, co? Wiesz musisz być wypoczęta, dzieciaki niedługo wrócą z centrum i nie dadzą nam spokoju aż do wieczora.
- Myślę, że godzinka snu by się przydała – powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
- Chodź, zaprowadzę cię do sypialni.
Tuż po tym jak podnieśliśmy się z kanapy, w całym domu rozległ się kobiecy pisk. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w stronę korytarza, z którego dobiegał. Po chwili do pokoju wbiegła rudowłosa szczupła dziewczyna. Kiedy tylko zobaczyła Justina, dosłownie rzuciła się na niego, zarzucając mu ramiona na szyje.
- Justin! - krzyknęła, nie puszczając go z uścisku. - Tak bardzo za tobą tęskniłam!
Drodzy państwo, myślę, że właśnie w tej chwili poznaliśmy Annie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej kochani!
Przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero teraz, ale jak miałam napisać go w tamten weekend to wyskoczył mi nagły wyjazd do Polski z rodziną i nie udało mi się tego zrobić. Chciałam go napisać w tygodniu i dodać z lekkim opóźnieniem, ale złapałam zapalenie ucha i dosłownie ubierałam w łóżku. Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale teraz postaram się by rozdziału pojawiały się najpóźniej po 2 tygodniach, choć chciałabym je wstawiać po tygodniu, ale nie zawsze udaje mi się znaleźć czas lub akurat w tej chwili nie mam pomysłów na ciąg dalszy.
Kocham was i dziękuję, że wciąż ze mną jesteście.

7 komentarzy:

  1. Jeju teraz nie moge sie doczekac nasteonego! Oby szybko!❤❤❤ kocham❤❤❤ ugh co to za Annie?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprostu kocham❤️ Nie moge doczekać sie następnego

    OdpowiedzUsuń
  3. O cholera, i co to teraz będzie?

    OdpowiedzUsuń
  4. jak dobrze że sie pogodzil :) Oby tylko ta Annie im tego nie zniszczyła!
    Dobrze że już wyzdrowiałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rodział ^^ Opłacało się czekać :3 Mam nadzieję, że Annie niczego nie zniszczy. Czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Uuu, ale mnie wciągnęło, czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kieeeedy nastepny?!?!?!?!?!?!??!?!

    OdpowiedzUsuń